Od 2010 roku towarzyszył mi Nikon. Nazwijmy go umownie żoną 😉 OK, to będzie specyficzny wpis, nazywam aparaty rodzajem żeńskim. Ale w tym szaleństwie jest metoda, daj mi Czytelniku szansę.
Wróćmy do żony. Mniejsza o model, ważne, że ze mną jest od wielu lat. Ponad dwa lata temu apgrejdowałem ją do nowszego modelu, ale to była ciągle Ona. Zakochałem się w jej możliwościach, dokładnie poznałem jej zalety. Z zamkniętymi oczami potrafię znaleźć każdy potrzebny przycisk, nie odrywając od niej oka zmieniam jej właściwości i parametry.
Kocham jej obrazek, akceptuje wady i ograniczenia. Ale to przyjemny związek dający wiele korzyści.
Rok temu pojawiła się ta druga. Dużo o niej czytałem, oglądałem poradniki. Poznałem wszystko zanim ją posiadłem.
Nie był to łatwy związek. Ciągle wpychała się aby być tą pierwszą….
Nie nie nie. No nie da się tak pisać 🙂
Rok temu wprowadziłem w swój asortyment Olympusa OMD EM 1 MARK II. Na papierze wszystko było genialne. Prędkość, autofokus, dodatkowe możliwości. Słyszałem ostrzeżenia, że to aparat nie dla każdego, że są pewne ograniczenia. O nich później.
ZALETY
Prędkość! Tam gdzie Nikon myślał o robieniu zdjęcia, Olympus miał już je dawno zrobione. Serio, w sprzyjających warunkach oświetleniowych AF Olympusa po prostu miażdżył Nikona. System śledzenia, liczba klatek w trybie seryjnym, system PRO CAPTURE (wciskasz spust do połowy i aparat już rejestruje klatkiz prędkością 60 kl/s – jak film!). O szczegółach sobie poczytajcie.
HI-RES – mikro przesunięcia matrycy i aparat tworzy zdjęcie dorównujące wielkością obrazkowi z aparatów za kilkadziesiąt tysięcy złotych!
LIVE COMPOSITE – malowanie światłem na żywo
Wielkość i waga – w porównania do mojego D750 był maluchem.
Stabilizacja obrazu po prostu położyła mnie na łopatki i przycisnęła do podłogi pełnej klocków LEGO (nie zna prawdziwego bólu ten, kto nie stanął z rana na klocki rozrzucone po mieszkaniu).
Czy wspominałem o prędkości?
Dodatkowo, bez pustych sloganów z instrukcji. Fajnie pracowały pliki z moimi presetami z Lightrooma, dobrze naświetlone zdjęcie przyjemnie się obrabiało. To był mój podstawowy aparat na sesje bo był… szybki i OSTRY! No ludzie, jego obrazkiem można było sobie zrobić krzywdę.
WADY
Matryca. Niestety mikro 4/3 ma swoje ograniczenia fizyczne. Zdjęcie z niej pozbawione jest tej mitycznej głębi ostrości. Można sobie poradzić kupując ekstremalnie jasne obiektywy ( dostałem do testów 17, 25 i 45 mm ze stajni Olympusa o świetle 1,2 – czyli bardzo bardzo jasnym) no i ekstremalnie drogie… Są fajne zamienniki Sigmy, troszkę ciemniejsze ale trzy razy tańsze. Ja kupiłem sobie Sigme DC 30mm 1,4 i byłem z niej bardziej niż zadowolony.
Aparat ten nie wybacza błędów. Zdjęcie musi być dobrze zrobione od początku do końca. Niedoświetlone nie pozwala przy obróbce wyciągać szczegółów z cieni. Obraz jest taki… elektroniczny. Tam, gdzie przy Nikonie D750 mam spory margines błędu, Olympus na nic więcej nie pozwalał.
Autofokus słabo sobie radzi jak jest ciemno. Można używać wspomagania AF, ale ja osobiście nie lubię tego efektu.
Postanowiłem zakończyć ten związek. Pokochałem ten aparat równie mocno jak Nikona. Ale pojawił się On (oho ho ho) – killer innych aparatów. Jeszcze go nie mam, przybędzie wkrótce. Wybór był ciężki. Nie chce mieć kolejnego aparatu w kolekcji. Chce, aby sprzęt na siebie zarabiał. Musiałem z czegoś zrezygnować. Wybór padł na Olympusa. Żony nie zostawię, kochankę mogę wymienić 😉
Już wkrótce coś więcej o nowym nabytku.
A tymczasem galeria zdjęć prosto z Olympusa.